Czy sceptyk malowania paznokci znajdzie coś dla siebie? #OkiemPacjenta
Piękne, kolorowe paznokcie. Eleganckie i idealnie dopasowane do każdej kreacji. Wspaniały opis, który dotyczy… większości moich koleżanek, ale nie mnie. Moja historia jest prosta. W poszukiwaniu idealnego rozwiązania w kwestii malowania paznokci przetestowałam już na sobie mnóstwo opcji i do tej pory żadna z nich nie zdała egzaminu.
Pierwszą z nich był tradycyjny lakier do paznokci. Robi się szybko, wybór jest ogromny, cena do wyboru, na każdą kieszeń. Jednak pojawia się tutaj milion dylematów: Co ile malować paznokcie? Czy mam je zrobić sama, czy skorzystać z pomocy specjalisty? Pytanie pierwsze w moim przypadku jest dość proste do uzyskania odpowiedzi. Po jednym dniu codziennego funkcjonowania moje paznokcie wyglądają już raczej jak kiepsko zachowany starożytny fresk, gdzie odpadła połowa tynku i mam ochotę chodzić w rękawiczkach całą dobę. Robić je samodzielnie, czy chodzić do manicurzystki? Na to jest jedna odpowiedź: nie mam czasu na codzienne wizyty ani zajmowanie się tym.
Co zatem począć? Koleżanki, zachwycone hybrydami poleciły mi to właśnie rozwiązanie. U nich sprawdza się świetnie. A u mnie? Po tygodniu połowa odpadła, a spod lakieru wydobyła się zniszczona płytka, jakby ktoś prowadził w niej badania archeologiczne (może chciano odnaleźć te wcześniej wspomniane freski?). Dalsze próby zakończyły się tą samą historią, więc zaniechałam tematu.
Specjalistka z Ambasady Urody w Warszawie wcale nie tak bardzo zdziwiona moimi opowieściami, ponieważ, jak się okazało, nie jestem odosobnionym przypadkiem, zaproponowała mi manicure tytanowy. Zrezygnowana zgodziłam się i spróbowaliśmy.
Zabieg był inny niż wszystkie moje dotychczasowe. Ja z tych, co czytają etykietki, także nie obyło się bez przeczytania składu. Pozytywnie mnie on zaskoczył, ponieważ w porównaniu do innych testowanych przeze mnie metod, tutaj produkty są mniej inwazyjne, a główna substancja to w dużej mierze sproszkowany minerał — dwutlenek tytanu. W tym przypadku eksperci są zgodni — metoda ta jest bezpieczna nawet dla kobiet w ciąży i w okresie karmienia piersią. Mnie to przekonało. Dodatkowo fakt, że przy tej metodzie nie używa się lampy UV, dodatkowo mnie utwierdził w słuszności decyzji o zabiegu. Wszak promienie UV skutecznie postarzają naszą skórę.
Wciąż jednak sceptyczna (znam swoje paznokcie, a one mają własną wolę i same decydują o tym, co się na nich trzyma ;)) oddałam swoje dłonie w ręce specjalistki.
Paznokcie okazały się mieć cieńszą niż przy hybrydzie warstwę i nawet po moim codziennym szaleństwie z dziećmi, utrzymały się długo (około 3 tygodnie na moich opornych pazurkach). Po zdjęciu płytka paznokcia była nienaruszona, a specjalistka zapewniła, że ta metoda wręcz ją wzmacnia.
Wreszcie poczułam, że znalazłam metodę dla siebie, która pozwoli mi cieszyć się pięknymi paznokciami przez długi czas bez wyrzutów sumienia w trosce o swoje zdrowie.
Jaka jest Twoja ulubiona metoda zdobienia paznokci?